piątek, 22 maja 2015

Mark Johnson - Spisany na straty

Autor: Mark Johnson
Tytuł : Spisany na straty
Tytuł oryginału : Wasted
Stron : 428
Gatunek : Literatura faktu
Tłumaczenie : Magda Osip - Pokrywka




Po tę książkę sięgnęłam bez uprzedniego zapoznania się z treścią, jedynie po spojrzeniu na okładkę, gdzie moim oczom ukazała się skrzywiona przez smutek mina chłopca, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest to jedna z tych książek, w której opisuje się udręczone życie dzieci, które poprzez warunki panujące w rodzinnym domu, były zmuszone trafić do rodziny zastępczej, czy domu dziecka. Poniekąd, aż tak się nie pomyliłam, jednak nie spodziewałam się, że historia potoczy się w tym kierunku.

Wychowałam się na podwórku z różnymi dzieciakami, które pochodziły z domów biedniejszych, wielodzietnych, ale i też z dobrych domów, gdzie nigdy nie było problemów z pieniędzmi. Jako dziecko z każdym zagrało się z piłkę, czy pobawiło w chowanego, kto ci nie robił krzywdy. Mimo tego, nigdy nie spotkałam się z alkoholem czy tym bardziej z narkotykami w wieku, gdzie powinno się mieć w głowie samochodziki, gry i przede wszystkim naukę. Mark pierwszy raz posmakował alkoholu w wieku 8 lat, a gdy miał 11 spróbował heroiny. Nieustanne problemy w szkole i z rówieśnikami były dla niego codziennością. Nie potrafił zrozumieć granicy pomiędzy dobrem a złem, ale co się dziwić, gdy w domu musiał żyć z ojcem tyranem. Szybko dostaje łatkę przestępcy i trafia do więzienia. Narkotyki stają się jego codziennością, a po jakimś czasie ulica domem.

Od jakiegoś czasu mieszkam w Anglii, przez co na co dzień widzę jak żyją tutaj ludzie, jak się ubierają i jakie panują tutaj zwyczaje. Mieszkam co prawda w małym miasteczku, ale i tutaj nie brakuje dziwnych ludzi. Gdy wyjdzie się na ulicę widzi się nastolatki ubrane w tak podobne do siebie ciuchy , że wyglądają niemal tak samo, a dziewczyny kopiują jedna drugą, nie zapominając już o pełnym makijażu w  wieku 10 lat. Spacerując po ulicach niejednokrotnie idzie wyczuć charakterystyczny zapach marihuany, wydobywający się z pouchylanych okiem w mieszkaniach, czy od rozluźniających się przechodniów. Tutaj to standard.
Życie Marka od samego początku nie było usłane różami. Urodził się w West Midlands w Anglii i od najmłodszych lat obserwował jak ojciec znęca się nad matką, zastraszając również jego i rodzeństwo. Myślenie takiego dziecka już  wtedy obraca się w kierunku przetrwania. Zaczyna obsesyjnie kraść, popadając w kleptomanię i wyżywać się na kolegach ze szkoły oraz podwórka. Biernie obserwujemy dorastanie chłopaka i uczestniczymy w jego upadku, kiedy zaczyna pogrążać się w wszelkiego rodzaju używkach, które wykańczają go nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Przez długi czas Mark nie potrafi się nawet przyznać do tego, że jest uzależniony. Nie był ćpunem, bo nie kradł, aby zdobyć na kolejną działkę, nie brał w żyłę, czy nie był bezdomny. Zaliczając kolejne kamienie milowe zaczyna w końcu rozumieć, że nie panuje nad narkotykami. Po pierwszych odwykach na jakich był, nawet możemy stwierdzić, że wcale nie chciał przestać brać, tylko żyć pod przykrywką "czystego".Dopiero poprzez ważne życiowe wydarzenie zaczyna poważnie myśleć o zerwaniu z heroiną.
Książka jest zbiorem przerażających opisów, tego co poniektórzy sami sobie fundują i to za grube pieniądze. Nie potrafię zrozumieć co ciągnie ludzi do cracku, hery czy innych narkotyków, które zaliczają się do silnie uzależniających jak i silnie wyniszczających organizm. Nigdy nie miałam okazji rozmawiać z narkomanem, ale ta książka pozwoliła mi zrozumieć jak czuje się osoba uzależniona i dlaczego tak trudno jest wyjść z tego nałogu. Jednak mimo tych przerażających opisów, książka daje ogromną nadzieje, dla tych którzy mimo tego że upadli juz na same dno mogą się jeszcze od niego odbić i żyć normalnie. Ogromnie podziwiam odwagę Marka za to, że potrafił w tak bezpośredni sposób opisać swoje życie, oby były one przestrogą dla innych.

Moja ocena : 9/10

2 komentarze: